News will be here
“Scott Pilgrim i jego cudowne życie” – action love story indie blockbuster [Recenzja]

Wydawnictwo Nagle Comics nie zwalnia tempa. Niedawno do swojego skromnego, ale złotego portfolio dorzuciło kolejny tytuł, na który czekało wielu polskich czytelników. Wreszcie możemy przeczytać w rodzimym języku legendarny komiks Bryana Lee O’Malleya “Scott Pilgrim”.

Scott Pilgrim chodzi z dziewczyną z ogólniaka, gra w beznadziejnym zespole i mieszka u najlepszego kumpla. Dwudziestotrzyletni chłopak wiedzie typowy żywot dla jego pokolenia. Bezpieczna i niezbyt ambitna egzystencja wywraca się do góry nogami, gdy bohater poznaje Ramonę Flowers. Kurierkę Amazona z kolorowymi włosami, rolkami zdolnymi pokonać każdą zaspę i kolekcją smakowych herbat (z których przynajmniej kilka musi być zmyślonych). Gdy na drodze Scotta staje pierwszy z siedmiu złych byłych partnerów dziewczyny, chłopak będzie musiał stanąć do walki.

Scott Pilgrim wreszcie w Polsce

Fragment komiksu “Scott Pilgrim”, fot. Nagle Comics.

Długo przyszło czekać polskim czytelnikom na słynny komiks kanadyjskiego autora Bryana Lee O’Malleya. Filmowa adaptacja w reżyserii Edgara Wrighta (2010) jest przez wielu uznawana za pozycję kultową. Jednak w dwugodzinnym filmie nie można było zmieścić wszystkich wątków, które pojawiły się w sześciotomowej serii komiksowej. I choć Wrightowi udało się wyciągnąć esencję z dzieła O’Malleya i opowiedzieć konsekwentną historię, to jednak każdy fan jego filmu mógł chcieć poznać inne losy bohaterów. Obecnie ma ku temu podwójną okazję. Może sięgnąć po oryginalny komiks, którego tom pierwszy ukazał się niedawno dzięki Nagle Comics, a także obejrzeć serię anime, które opowiada alternatywną wersję wydarzeń (niedostępną wcześniej ani w filmie pełnometrażowym ani w komiksowym pierwowzorze, o czym pisałem tutaj).

Kto sięgnie po tom pierwszy zatytułowany “Scott Pilgrim i jego cudowne życie” ten pewnie nie będzie jeszcze bardzo zaskoczony. Fabularnie otrzymujemy tu wstęp do całej historii, które zarówno film Wrighta, jak i anime Netflixa, oddały całkiem wiernie. Mimo to warto zobaczyć jak komiksowe medium skłoniło Edgara Wrighta do kreatywnych zabaw formą filmową, a także jak to wszystko się zaczęło.

Co ciekawe, czytając komiks, bardziej niż oglądając film, trafiła mnie samotność i dziwne położenie Pilgrima. Pomiędzy słowami mówi się tu o jego bolesnym zakończeniu poprzedniego związku, a niepoważny na wielu poziomach związek z licealistką wydaje się rozpaczliwą próbą udowodnienia sobie własnej wartości w świecie, gdzie status związku jest wyznacznikiem społecznej przydatności. Pilgrim może nie mieć pracy i spać pokotem u kumpla, ale nie jest całkowicie beznadziejny, bo ma dziewczynę. Nawet jeśli poznali się w autobusie, tylko raz się przytulili i krótko trzymali za ręce...

Zaskakująca mieszanka czułości, akcji i świeżej energii

Fragment komiksu “Scott Pilgrim” w kolorze, fot. Oni Press.

“Scott Pilgrim” korzysta z elementów historii obyczajowej i komedii romantycznej, a wszystko doprawia szczyptą dynamicznych scen akcji, które mogą kojarzyć się z mangami typu shōnen. To ciekawa mieszanka, która potrafi niejednokrotnie wziąć czytelnika z zaskoczenia. Całość urzeka naturalnością – zarówno jeśli chodzi o charaktery bohaterów czy dialogi, jak i rozwój fabuły. Łatwo się przejrzeć w bohaterach tego komiksu, bo każdy z nich ma jakieś wady i nie jest jednowymiarowy. Podobno stworzenie komiksu zainspirowały słowa piosenki “Scott Pilgrim” Carly Gillis, które określają bohatera jako pozytywnego i słodko-gorzkiego. Taki też jest sam komiks. Z jednej strony potrafi rozbawić i wciągnąć obyczajową stroną historii, by kilka stron dalej zaskoczyć epicką walką pełną mistycznych mocy.

Komiks “Scott Pilgrim i jego cudowne życie” został wydany w czerni i bieli oraz formacie zbliżonym do tego, w jakim wydaje się w Polsce mangi. Część osób może narzekać, że wolałaby wersję kolorową, jednak warto pamiętać, że oryginalnie seria ukazywała się w właśnie w takiej formie. Naleciałości mangowe widoczne są również w warstwie graficznej (ekspresja, mimika, przegięte sceny akcji), co może niektórych odstraszyć, ale zupełnie niepotrzebnie. Niesamowita energia bije tu po oczach z każdej strony, a komiks jest wciąż świeży, mimo że lada dzień stuknie mu 20 lat od premiery. Czekam na kolejne tomy, które trochę namieszają w fabule znanej z filmu Wrighta.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here